WEGANKA NA WOODSTOCK’U, CZYLI JAK PRZEŻYĆ NA WEGANIE NA FESTIWALU cz1



Przystanek Woodstock - czyli spełnienie młodzieńczych marzeń o wolności i festiwalowej przygodzie! Pierwszy Woodstock przeżyłam w zeszłym roku, kiedy spontanicznie postanowiliśmy z mężem wyruszyć na kilka koncertów.


W tym roku postanowiłam wrócić. Umówiłam się z Greenpeace Polska, iż będę prowadziła u nich warsztaty z upcyclingowej biżuterii z ramienia Kolektywu Twórczego MAMYWENE, dzięki czemu mogłyśmy zamieszkać na terenie EkoWioski Greenpeace. I chwała decyzji, bo może jestem za stara, ale cieszył mnie porządek na terenie Greenpeace, segregacja śmieci oraz ogóle poczucie większego bezpieczeństwa -przed kradzieżą ale o tym za chwilę.



Przed wyjazdem postanowiłam zadbać o podstawowe zapasy wegańskie na wyjazd - daktyle, orzechy, masło orzechowe, wafle ryżowe, woda, chipsy jabłkowe, banany, jabłka, czekoladę o roślinnym składzie ( uwaga - może uzależniać;p) i obowiązkowo karton mleka sojowego - czyli postawy podstaw energii.


Kupiłam namiot, spakowałam swoje rzeczy i materiały na warsztaty i...no cóż plecak nieco przewyższał wagowo chyba nawet mnie;p.


Pierwszy raz czekała mnie podróż pociągiem Music Regio. Oj, to było coś, co zapamiętam na długo i to z dwóch powodów - jedna wielka before woodstockowa impreza od Gdyni po sam Kostrzyn. Ubawiło mnie, że niemal byłam w tych dwóch przedziałach dinozaurem ( co najmniej 10 lat różnicy), ale i ucieszyło, bo dzięki temu starsza Pani nie musiała stać w kolejkach do WC;). Poznałam młodych ludzi, dla których Przystanek Woodstock miał zupełnie inne znaczenie - wszyscy jednak, którzy już mieli okazję pojawić się w latach wcześniejszych na Festiwalu podkreślają niesamowitą, przyjazną atmosferę, możliwość przebywania z ludźmi bez napięć, zawiści, czy zajmowania sobie myśli problemami dnia codziennego. No tak ale podróż miała swój smutny i rozczarowujący mnie finał - skradziono nam namiot. I jak tu przeżyć bez dachu nad głową, z wściekłością i rozczarowaniem? Już początek dał mi twardą lekcję - licz na siebie i nie myśl, że wszyscy są tak samo uczciwi jak Ty. Ja naiwnie wierzyłam, że namiot oddano do Biura Rzeczy Znalezionych - nic z tego, ale karma wraca i szczerze wierzę, że następnego dnia złodziei ulewa zalała po same pachy;p


Dobra, dobra, ale co dalej - mamy na Woodstocku Lidla. Ratuje nie tylko od braku mieszkania - są namioty, ale również pozwala przeżyć każdemu, niezależnie od diety - świeże warzywa i owoce, pieczywo, wafle ryżowe, masło orzechowe, dżemy a nawet Tofu naturalne! Osobiście zaopatrzyłam się w owoce i zapas koktajlowych pomidorków, pastę tofu i wiedziałam, że nie muszę się już obawiać o śniadania i kolacje.
Po południu czekałam już tylko na otwarcie Pokojowej Wioski Kryszny...warto było - dlaczego? Jak co roku w cenie 8 pln można było zjeść zbilansowany pełny posiłek - ryż z gulaszem warzywnym i hinduskimi chlebko - chipsami i halawę, a wszystko w 100% roślinne. W tym roku niestety warzyw w jedzeniu było nieco mniej, co nie zmienia faktu, że na to jedzonko czekałam przez cały rok i było one moją bazą żywieniową. Czy zatem nie można zjeść gdzie indziej? Można. Oczywiście w wielu miejscach z jedzeniem były roślinne alternatywy - ale osobiście nie mam zaufania do tego typu punktów gastro. Cenowo drożej, jakościowo - nie jestem w stanie ocenić. U mnie wygrał wegański rozsądek, czyli jedzenie tam, gdzie mam pewność, że przygotowuje się roślinne jedzenie - to samo dla wszystkich.



Objedzona, i nieco mniej już wkurzona kradzieżą ruszyłam na zmierzenie się w codziennością festiwalową...Ok, przyznaję po zeszłorocznym spotkaniu z TOITOI-em bałam się, że w tym roku również wymięknę i ucieknę na płatne parkingi. W tym roku jednak miło się rozczarowałam, (pewnie nie uwierzycie) ale nawet w nich pachniało chemią i było całkiem czysto i przyzwoicie. A dla tych co kochają ciepłą wodę za 8 pln udostępnione były prysznice. Więc czekając na koncert Piotra Roguckiego skorzystałyśmy z prysznicy bezkolejkowo około północy:) (rano kolejki nie miały chyba końca!).
Czysta, ale za to z potworną migreną narastającą od rana, tęsknotą za mężem i synem oraz wypiekami K., która torpedowała mnie zdjęciami, wywołującymi ślinotok,  ruszyłam na nocne ASP i piękny koncert Roguckiego. Było magicznie i o dziwo chyba mnie uzdrowiło...bo migrena i smutki minęły a ja niemal do 4 rano ładowałam baterię w telefonie z baterii słonecznych Green Peace:)
Tak minął pierwszy, ale jak miało się okazać nie najbardziej intensywny dzień na Festiwalu Przystanek Woodstock...około 4 zaczął padać deszcz...



Etykiety: , , ,