Niedawno napisałam kilka słów o impulsie jaki pchnął mnie do przejścia na weganizm. Dzisiaj trochę o tym jak od wyrozumiałej wegetarianki zmieniłam się w wegankę, która postawiła na głowie życie całej swojej rodziny;)
Ale może po kolei. Wspominałam już o tym, że przez kilka lat gotowałam rodzinie posiłki z zwierząt. No tak - znacie to uczucie, kiedy chcecie uszczęśliwić wszystkich w około nawet własnym kosztem? Właśnie ze mną tak było. Wegańska świadomość pozwoliła mi przerwać ten chory proceder i oto mój mąż i syn z dnia na dzień dowiedzieli się, że od teraz z naszych garów nie wyjdzie żadne martwe zwierze, ani nie mam zamiaru więcej kupować mięsa, a w ramach kompromisu ewentualnie mogę kupować im nabiał czy jaja od kur z wolnego wybiegu.
Jaka była reakcja? No powiedzmy, ze nie spodziewałam się rewelacji, ale chyba najbardziej złowrogo podszedł do sprawy mój syn wiedząc, że tata nie ma zamiaru gotować, bo nie lubi i w sumie ze spokojem uznał, że w domu może jeść roślinnie.
Tak że nastąpił etap drugi rewolty w domu. Zabrałam Młodego na zakupy do wegańskiego sklepu - kupiłam mu sojową wędlinę, parówki sojowe, a w domu zrobiłam wegańską lazanię. Jakoś poszło ( chociaż wędlina go nie przekonała, a mnie obrzydzała, więc się w sumie nie dziwię). Później nastąpiło kolejne przejście, czyli rozmowy z dzieckiem dlaczego jem wyłącznie rośliny. Żeby zrobić to bezkrwiście (uważam, że 5 lat to trochę za wcześnie na filmy z rzeźni) kupiłam mu książkę “Dlatego nie jemy zwierząt” i zaczęłam tłumaczyć. Jest jednak bardziej odporny niż ja i stwierdził, że on może kiedyś też będzie wege, ale na razie nie. Z bólem serca musiałam się z tym pogodzić.
I tutaj najważniejsze - wegańskie rozterki. Kiedy weganizm to coś więcej aniżeli wyłącznie dieta, nagle zależy Ci bardzo, żeby propagować roślinny styl życia (między innymi stąd pomysł na pisanie bloga), a momentami nawet zmuszać innych do tego samego (wieje już lekką ortodoksją) zatem zaczęłam mocno przeżywać, że moi najbliżsi nie chcą odrzucić produktów odzwierzęcych. Myślę, że nadal mam z tym problem i nie czuje się komfortowo, kiedy moje dziecko w sklepie prosi o kabanosy. Przez pierwsze miesiące walczyłam. W końcu trochę skapitulowałam i uznałam, ze nic na siłę - do pewnych decyzji trzeba dojrzeć świadomie.
Tak więc dzisiaj mój syn rozmawia ze mną o tym dlaczego warto jeść roślinnie. W domu nie tylko jemu, ale i jego kolegom serwuję wegańskie posiłki starając się zrobić to tak, aby im smakowały.Pozwalam mu jednak wybierać na zakupach produkty pochodzenia zwierzęcego, bo moim skromnym zdaniem przymus powoduje frustrację i efekt odwrotny od oczekiwanego.
Są jednak święte zasady:
Tak więc rewolta była duża, ale powoli wszyscy przyzwyczajamy się do zmian w naszym domu, przede wszystkim nasi goście, którzy głodni nigdy od nas nie wychodzą:)
M.
Etykiety: filozofia życia, polski, styl życia, weganizm