To nie żart. To nie komedia. To prawdziwa tragedia. Sytuacja prosto z życia.
Robię zakupy w osiedlowym sklepie. Kolejka. Pani przede mną zakupuje surowe mięso. Obsługa miła, no jakże by inaczej. Nawet rozmowna. A więc Pani kupuje mięso, Pani ekspedientka z uśmiechem obsługuje i nagle sięga po mięso - UWAGA - gołą ręką pakuje do foliowej siatki. Rzuca na wagę, coś tam naciska, coś liczy. Podaje i wydaje resztę. Ja następna w tej kolejce. I po pieczywo czekam. No i co? No i czuję, że już mi się dłonie pocą, że nie, no nie nie dam rady, no muszę coś powiedzieć, bo proszę o te bułki, a Pani ekspedientka tymi mięsnymi rękoma mi je poda - i może jeszcze tą samą mięsną ręką chwyci moje bułki, no bo po co ochronne rękawiczki? Za dużo zachodu, za dużo higieny...ale nie, tu zaskoczenie, może i bez rękawicy ochronnej, ale kobiecina pakuje moje buły przez siatkę i do tej siatki. Wszystko ok? No nie do końca, bo nadal, nieumytymi rękoma wydaje mi resztę. A ja chowam pieniądze do portfela, oddzielnej przegródki i już czuję, już wiem co nastąpi w domu. I myślę o tym cała drogę.
W domu wszystko rzucam na stół i biegnę do łazienki z portfelem. Z przegródki wyrzucam drobne do zlewu i...no i myję mięsne pieniądze i aż boję się myśleć co ta Pani robić mogła jeszcze tymi rękoma wcześniej robić wcale ich po tym nie myjąc.
Ot takie natrętne pucowanie pieniędzy…
Zatem Szanowna Pani Ekspedientko...BŁAGAM...dbaj o czystość swoich rąk.
Posiadacie podobne doświadczenia? Reagujecie, czy wolicie przemilczeć?
Etykiety: filozofia życia, polski, styl życia, weganizm