Lubimy jeść:) Nie ma co się oszukiwać. Dobra wege przyjemność ma jednak swoje konsekwencje. A więc bezruch nie jest wskazany. Jak M. pisała w jednym z poprzednich postów kalorii się nie oszuka.
Obie od kilku już lat stawiamy na aktywność fizyczną i ćwiczenia. Każda z nas postawiła sobie inne cele - bo trening może mieć dla każdego inne znaczenie i inną postać.
K. ćwiczy już od wielu lat. Jednak jej celem nie jest budowanie atletycznej figury czy zrzucenie kilogramów, ale zadbanie o ładne i zgrabne ciało o kobiecych kształtach, no i oczywiście spalenie pizzy, chlebka, i innych wege przysmaków.
M. była raczej przez wiele lat zaprzyjaźniona jedynie z rowerem. Wszystko zmieniło sie kilka lat temu. Cel- no jakby inaczej - zrzucenie kilogramów, choć potem nieco się zmienił.
Każda z nas inaczej podeszła do sprawy. K. pokochała zumbę i bachatę jako najprzyjemniejszą formę aktywności.
M. zacumowała na siłowni w oparach potu i żelastwa, w którym się zakochała.
Obie zainwestowałyśmy w trenerów personalnych, co więcej jakby każde było z innej planety. Warto jednak było, bo to właśnie na indywidualnych treningach zapoznałyśmy się z techniką ćwiczeń i układania planów treningowych dostosowanych do naszych potrzeb...a potrzeby czasem ewaluują ( ale o tym innym razem).
Dzisiaj ćwiczymy same. M. od czasu kiedy ma psa więcej biega , a żelastwo przerzuca w domu:) po cichu myśląc o cross fit i biegach typu Runmageddon.
K. łączy zumbę i bachatę z treningami funkcjonalnymi.
Czy nam się nie nudzi? Nie mamy czasem dosyć?
Pewnie, że czasem tak. Bywają dni, kiedy trzeba zacisnąć zęby i po prostu zacząć, a później jest tylko ból a na końcu masa endorfin...no i miejsce na kolejną porcję wege przysmaków.
Ale skoro jemy to...trenujemy. Bo przecież żadna dieta cud czy głodówka nie zastąpi porządnego treningu.
Etykiety: filozofia życia, polski, styl życia, weganizm